czwartek, 10 marca 2011

Kordian- ostatnie sceny/ bardzo pobieżna analiza

W dalszej ciągu Diabeł stara się zwieść Kordiana, rozprawia o zgubnym wpływie wieszczów narodowych, także o heglowskim heglowskiej teorii idealizmu ewolucyjnego, w końcu w rażący sposób przeinacza biblijne treści. Jego wywody męczą i niepokoją Kordiana, z początku jest to niepokój intuicyjny, bohater nie wie bowiem z kim ma do czynienia, później jednak zdaje sobie sprawę, że rozmawia z Diabłem :"Szatanie!/Przyszedłeś tu zabijać duszy mojej duszę."
Następnie przedkłada Kordianowi własną bezbożną teorię stworzeniu świata, na koniec zaś pokazuje mu dwoje szaleńców przekonanych, że poświęcają się dla ojczyzny: jeden twierdzi, że jest krzyżem na którym umarł Chrystus, drugi - że podtrzymuje niebo, chroniąc ludzkość przed jego upadkiem. Doktor tłumaczy, iż tych dwóch również poświęca się dla ludzkość. Sam Kordian uznaje ich za niespełna rozumu. Doktor pragnie w ten sposób zasugerować Kordianowi, iż jego idea ma tą samą wartość co urojenia chorych.
Naraz do szpitalnej sali wdziera się z żołnierzami i nakazem pojmania Kordiana Wielki Książę Konstanty. Doktor, będący tylko kolejną projekcją wyobraźni rozgorączkowanego młodzieńca, znika. Kordian ma być poprowadzony na Plac Saski.

W scenie kolejnej na Placu Saskim w Warszawie zbierają się żołnierze, tworząc zgrabny szyk. Gra Orkiestra, towarzyszy jej śpiew chóru. Car uroczyście pozdrawia wojaków. Kilku żołnierzy przyprowadza Kordiana. Książe Konstanty ubliża Kordianowi i wygraża mu straszliwą śmiercią przez rozerwanie końmi. Ostatecznie rozkazuje mu, by dokonał bohaterskiego i karkołomnego wyczynu- mianowicie, by przeskoczył przez karabiny ustawione na sztorc. Kordian jednak milczy jak zaklęty i mimo coraz to nowych gróźb Księcia, ani myśli stosować się do jego żądań. Nie przekonuje go nawet szansa na zachowanie życia, przeciwnie, bohater pogardza nim, mówi:
Gdyby dar żywota
Można zyskać ruszeniem placa u tej ręki,
To nie ruszyłbym palcem." Dopiero wobec zniewag i obelg Księcia wobec polskich żołnierzy, każe przyprowadzić sobie konia i decyduje się skakać. Próba przebiega pomyślnie, Kordian uchodzi z życiem. Zachwycony książę, zachwala na zmianę konia i "Chwackiego młodzieńca". Obiecuje zawiesić wyrok śmierci, car jednak zwraca się potajemnie do generałów z prośbą o sąd wojenny i wydanie rozkazu rozstrzelania Kordiana. Tymczasem Wielki Książe rozkazuje orkiestrze grać Mazurek Dąbrowskiego. Zostaje tu nakreślony mit Wielkiego Księcia Konstantego- przyjaciela Polaków, rozważającego nawet- jak utrzymywano- objęcie dowództwa w powstaniu listopadowym.
W następnej scenie, znadujcy się wraz ze starum sługą Grzegorzem oraz księdziem w celi Kordian spowiada się przed śmiercią i żegna z życiem oraz ze sługą. Okazuje się, że nie miał on w życiu żadnych przyjaciół ani bliskich. Boi się samotności
"Jakiś głos tęskny słuszę w duszy echu;
Pamiątake woła...i śladu na świecie."
Kordian nie chce znać ludzi, ale jest ciekaw ziemi, wie, że wiele jest rzeczy, których nie dane mu było w życiu zaznać
"Jest pewnie piękny kwiat...a ja go nie znam!....(...)
Ludzi znać nie chcę, l;ecz niech się obeznam
z ziemią, piastunką ludzi!..."
Czuje się samotnym indywidualistą, ale jednocześnie raduje go myśl, że nie jest biernym człowiekiem z tłumu, który godzi się na tyranię Cara. Próbował przeciwstawić się narzuconej władzy, walczył. Jest narodowym bohaterem zasilającym szeregi „zmarłych Polaków”. Mówi:

„Nie będę z nimi! – Niech słowo ojczyzna
Zmaleje dźwiękiem do trzech liter cara;”


Po odejściu księdza, Grzegorz przypomina sobie o nieudanej próbie samobójczej Kordiana i na jej karby składa na karby obecną niedolę K.- ciążący nad nim wyrok śmierci. Sługa, na życzenie Kordiana, obiecuje ochrzcić wnuka imieniem panicza, ale skazaniec po chwili wycofuje się ze swojej prośby. Obawia się, by los nie skrzywdził chłopca, tak, jak stało się to w jego przypadku:
Boże! dziecka za imię ukarać nie raczysz,
Ani mu stworzysz życie równe memu życiu?”
„Pamiątkami” po bohaterze mają być blada róża kwitnąca w klasztornym ogrodzie i nienarodzony jeszcze chłopiec noszący imię Kordian. Do celi wchodzi oficer z zapłakanym Księdzem i obwieszcza, że aresztanta czeka śmierć przez rozstrzelanie. Kordian całuje siwą głowę klęczącego sługi: „Bądź zdrów – mój wierny – ojcze...”
W jednej z komnat zamku królewskiego toczy się rozmowa pomiędzy braćmi: Carem Mikołajem I i jego bratem – Wielkim Księciem Konstantym. Ten ostatni próbuje wymóc na władcy akt ułaskawienia Kordiana. Mikołaj nie zgadza się. Zarzewiem konfliktu okazuje się problem władzy. Konstanty przypomina bratu, że to on, jako starszy, darował mu prawa do tronu, dzięki czemu Mikołaj może w chwili obecnej mienić się cesarzem Rosji i królem polskim. Car zarzuca Księciu brak urody - „nos Tatara” i „sprzedanie” tronu na życzenie matki – Marii Fiodorowny.
Konstanty wysuwa aluzję, jakoby Mikołaj brał udział w spisku i przyczynił się do śmierci ich ojca, uduszonego szarfą orderową (z „historycznych względów” jest to niemożliwe, ponieważ Mikołaj w momencie śmierci ojca liczył zaledwie pięć lat). Car nie pozostaje dłużny bratu i przypomina historię z piękną szesnastoletnią Angielką. Zarzuca Konstantemu uprowadzenie, gwałt i zabójstwo dokonane na młodziutkiej dziewczynie, przy czym sprawca starał się starannie zamaskować zbrodnię – jeden z jego przyjaciół zmienił nieboszczce kolor włosów i wygląd twarzy. Ciało zostało ukryte w szafie, sprawa była dworską tajemnicą Poliszynela.
„Gdzie się owa piękna Angielka podziała?
Lat szesnaście, dziecinna, płocha, jak śnieg biała, (...)
W szafie szkielet człowieka topi się i gnije...
Na trupie zapomniany brylant ogniem błyska.
Ten pierścień mówił... i dwa powiedział nazwiska:
Jej i twoje. (...)”
Konstanty zbulwersowany mową brata, powołuje się na swoją funkcję – jako naczelnego dowódcy wojsk polskich. Siły zbrojne są mu poddane i wykonają każdy rozkaz:mogą zbuntować się przeciw potężnemu Carowi, który nie cieszy się dobrą opinią wśród Polaków. W końcu Wielki Książe kapituluje i pokornie oddaje bratu szablę, co Car bierze za przeprosiny i akt oddania się w jego ręce. Zwraca bratu szablę wraz z aktem ułaskawienia Kordiana. Car uprzytamnia sobie przywiązanie brata do Polaków, na koniec obruszony mówi do siebie: "Mój brat...już Polakiem".
Wielki Książę nakazuje Adiutantowi czym prędzej zawieść rozkaz na Plac Marsowy , gdzie lada moment ma się odbyć egzekucja.
Ostatnia scena, rozgrywająca się na Placu Marsowym nie przynosi rozstrzygnięcia. Wśród zgromadzonych na placu tłumów za chwilę ma zostać wykonany wyrok. Kordian przed śmiercią zostaje pozbawiony tytułu szlacheckiego, staje się zwykłym chłopem. Pośród tłumu, stary Grzegorz obserwuje przygotowania do egzekucji, rozpacza. Nagle wśród ludzi wznosi się krzyk. Nadjeżdża Adiutant. Oficer go nie zauważa. Składa się do strzału. Zagadkowe okoliczności kończą utwór.

W jednej z komnat zamku królewskiego toczy się rozmowa pomiędzy braćmi: Carem Mikołajem I i jego bratem – Wielkim Księciem Konstantym. Ten ostatni próbuje wymóc na władcy akt ułaskawienia Kordiana. Mikołaj nie zgadza się. Zarzewiem konfliktu okazuje się problem władzy. Konstanty przypomina bratu, że to on, jako starszy, darował mu prawa do tronu, dzięki czemu Mikołaj może w chwili obecnej mienić się cesarzem Rosji i królem polskim. Car zarzuca Księciu brak urody - „nos Tatara” i „sprzedanie” tronu na życzenie matki – Marii Fiodorowny.
Konstanty wysuwa aluzję, jakoby Mikołaj brał udział w spisku i przyczynił się do śmierci ich ojca, uduszonego szarfą orderową (z „historycznych względów” jest to niemożliwe, ponieważ Mikołaj w momencie śmierci ojca liczył zaledwie pięć lat). Car nie pozostaje dłużny bratu i przypomina historię z piękną szesnastoletnią Angielką. Zarzuca Konstantemu uprowadzenie, gwałt i zabójstwo dokonane na młodziutkiej dziewczynie, przy czym sprawca starał się starannie zamaskować zbrodnię – jeden z jego przyjaciół zmienił nieboszczce kolor włosów i wygląd twarzy. Ciało zostało ukryte w szafie, sprawa była dworską tajemnicą Poliszynela.
„Gdzie się owa piękna Angielka podziała?
Lat szesnaście, dziecinna, płocha, jak śnieg biała, (...)
W szafie szkielet człowieka topi się i gnije...
Na trupie zapomniany brylant ogniem błyska.
Ten pierścień mówił... i dwa powiedział nazwiska:
Jej i twoje. (...)”
Konstanty zbulwersowany mową brata, powołuje się na swoją funkcję – jako naczelnego dowódcy wojsk polskich. Siły zbrojne są mu poddane i wykonają każdy rozkaz:mogą zbuntować się przeciw potężnemu Carowi, który nie cieszy się dobrą opinią wśród Polaków. W końcu Wielki Książe kapituluje i pokornie oddaje bratu szablę, co Car bierze za przeprosiny i akt oddania się w jego ręce. Zwraca bratu szablę wraz z aktem ułaskawienia Kordiana. Car uprzytamnia sobie przywiązanie brata do Polaków, na koniec obruszony mówi do siebie: "Mój brat...już Polakiem".
Wielki Książę nakazuje Adiutantowi czym prędzej zawieść rozkaz na Plac Marsowy , gdzie lada moment ma się odbyć egzekucja.
Ostatnia scena, rozgrywająca się na Placu Marsowym nie przynosi rozstrzygnięcia. Wśród zgromadzonych na placu tłumów za chwilę ma zostać wykonany wyrok. Kordian przed śmiercią zostaje pozbawiony tytułu szlacheckiego, staje się zwykłym chłopem. Pośród tłumu, stary Grzegorz obserwuje przygotowania do egzekucji, rozpacza. Nagle wśród ludzi wznosi się krzyk. Nadjeżdża Adiutant. Oficer go nie zauważa. Składa się do strzału. Zagadkowe okoliczności kończą utwór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz